poniedziałek, 27 września 2010

Trzeba to uczcić!

Dzięki naszym przyjaciołom oraz dzięki instytucji babysitter udało nam się wyrwać, odreagować stresy i uczcić jak należy udany debiut Przedszkolaka.  A ponieważ stateczny nasz wiek ;-) zobowiązuje, zamiast szaleć do rana w klubie, wybraliśmy się do teatru. Na szczęście uderground'owego więc jeszcze nie jest z nami aż tak źle ;-)

 Na zdjęciu przedstawienie alternatywnej grupy Gongoozler - interaktywny teatr kukiełek i cieni 

sobota, 25 września 2010

Pierwszy tydzień - podsumowanie

Poniedziałek
O poranku Dzielny Przedszkolak radośnie reaguje na hasło: szykujemy się do przedszkola! Samodzielnie (jak nigdy!) ubiera się od stóp do głów i bez żadnego marudzenia, z pieśnią na ustach i plecakiem na plecach wędruje zderzyć się z rzeczywistością. Mama Dzielnego Przedszkolaka gotowa jest na dantejskie sceny typu odrywanie małych rączek od futryny, tudzież wrzaski roztrzaskujące szyby w oknach. Tym czasem słyszy: Idź już, mamo! No to idzie. Próbuje odebrać Dzielnego Przedszkolaka grubo przed ustalonym czasem ale Miła Pani zdaje relacje ze "świetnej zabawy" i "doskonałegosobieradzenia" Tosi, więc mama udaje się z książką do parku. Nie rozumie ani jednego z przeczytanych zdań bo myślami jest w sali pełnej książek i zwierzątek, gdzie zostawiła... wróć... gdzie Dzielny Przedszkolak kazał jej spadać. W końcu Dzielny Przedszkolak zostaje nakryty na przekopywaniu wielką łopatą połowy piaskownicy. Wydaje się być zrelaksowany i szczęśliwy. Pan Wychowawca jednak odnotował kilka kapiących łez w okolicach owocowej przekąski ale bez dramatu. Ufff!

Wtorek
Mama Dzielnego Przedszkolaka dalej jest gotowa na wrzaski, ryki i protesty. Wszak Dzielny Przedszkolak zasmakował już na własnej skórze czym jest gorycz przebywania parę godzin w obcym, hałaśliwym i tłocznym miejscu bo dla naszego wrażliwca to warunki dosyć ekstremalne. Dzielny Przedszkolak dnia drugiego szykuje się z równą werwą i radością co dzień wcześniej. Ochoczo i z entuzjazmem zostaje w sali pełnej wrzeszczących dzieci. Matka jest w szoku i powoli zaczyna się cieszyć... 
Powrót na Ziemię następuje po paru godzinach gdy  Dzielnego Przedszkolaka zastaje tonącego we łzach, w objęciach Pana Wychowawcy i wśród gromady dzieci pocieszających usilnie acz bezskutecznie: Tosia, please, don't cry! 
W domu Dzielny Przedszkolak opowiada ochoczo o dniu spędzonym w przedszkolu, o kolegach, wychowawcy i zabawach, prezentując repertuar przedszkolnych wierszyków i piosenek. Matka ma łzy w oczach bo nie zna ani jednej, a do tej pory sobie na dwa głosy nuciłyśmy, chlip, chlip!O tym, że przeryczał cały dzień, Dzielny Przedszkolak nie wspomina. Dopiero pod koniec dnia, mimochodem napomyka, że walczył (!) z innym dzieckiem o zabawkę i przegrał walkę, co stało się powodem rozpaczy, pogłębionej tym, że nie umiał się pożalić Wychowawcy. Matka notuje: poćwiczyć z dzieckiem  po angielsku zwroty typu: oddawaj to moje, on mnie bije, chcesz w zęby??

Środa
Teraz to już mama Dzielnego Przedszkolaka jest naprawdę gotowa na najgorsze. W swym czarnowidztwie jest przekonana, że Dzielny Przedszkolak postanowił się wypisać z tej instytucji po traumatycznych przeżyciach dnia poprzedniego. Tym czasem Dzielny Przedszkolak stawia się z uśmiechem na ustach i w pełnym przedszkolnym rynsztunku gotowy na podbój i przetestowanie nowych zwrotów. Nasza Córka jest najdzielniejsza na świecie. Nasza Córka jest najdzielniejsza na świecie... pisze matka 1000 razy w notatniku ale mimo wszystko boi się co zastanie jak pójdzie po Dzielnego Przedszkolaka. A zastaje widok rozbrajający: wszystkie dzieci szaleją na podwórku. Dzielny Przedszkolak z Panem Wychowawcą, sami na sali bawią się dinozaurami i resorakami. Pan Wychowawca mówi, że było lepiej niż we wtorek acz niezbyt różowo i przyznaje, że mamy do czynienia z wyjątkowo wrażliwym okazem. 

Czwartek
Dzielny Przedszkolak budzi się z katarem czyli dołączył do międzynarodowej akcji przedszkolaków: Przekaż Gluta ale ponieważ nie mieszkamy w Polsce, a tu gdzie mieszkamy katar i kaszel to żaden powód, żeby bojkotować system edukacji, ruszamy w dół drogi do przybytku zwanego przedszkolem. Katar Dzielnemu Przedszkolakowi ani na chwilę nie popsuł nastroju. Z raportu taty, który tym razem odbierał progeniturę wynika, że Dzielny Przedszkolak całkiem nieźle się spisywał i płakał niewiele. Ufff...
Jednak czarnowidztwo matki sięga zenitu. W piątki nie ma Pana Wychowawcy. W piątki są zajęcia muzyczne i Inna Pani. Matka czuje, że tylko melisa może ją uratować. Dzielny Przedszkolak nie może się doczekać zajęć muzycznych i ogłasza, że będzie grać na trąbie! Zapał nieco gaśnie gdy okazuje się, że trąb to chyba nie będzie, ale tylko na sekundę bo jak nie na trąbie, to ok, to na skrzypcach. Matka się poddaje i idzie po melisę, a Dzielny Przedszkolak wieczorem pyta czemu nie będzie Pana Wychowawcy?? Teraz to już matka na pewno nie zaśnie!!

Piątek
Dzielny Przedszkolak rusza pod eskortą obojga rodziców do swojego pierwszego przybytku edukacyjnego. Inna Pani okazuje się całkiem sympatyczna. Rodzice z ukrycia obserwują jak Dzielny Przedszkolak sprawuje się na swojej pierwszej w życiu przedszkolnej rytmice. Momentami widać, że się trochę boi pacynki, która wywołuje salwy śmiechu u innych dzieci ale nie daje się strachowi, dzielnie się trzyma. 
Na zakończenie przedszkolnej sesji Inna Pani zdaje relację o miłym dniu pełnym zabaw, o uśmiechniętym i radosnym Dzielnym Przedszkolaku. Matka nie dowierza i 3 razy dopytuje czy Dzielny Przedszkolak nie płakał. Inna Pani się dziwi, że matka pyta i jest zadziwiona, że Dzielnemu Przedszkolakowi w ogóle się jakiś płacz zdarzał. Wybuchają fajerwerki, strzelają szampany, wirują serpentyny, sypie się confetti - Dzielny Przedszkolak ma za sobą Pierwszy Tydzień Przedszkola i spisał się rewelacyjnie! Tylko nad mamą trzeba będzie trochę popracować... 


wtorek, 21 września 2010

Jak Tosia została Indianką

Po wiatrakach, dinozaurach, pociągach i samochodach przyszedł czas na nową fascynację: Indianie. Wystarczyło raz wsadzić dziecko do canoe, nauczyć indiańskich okrzyków i opowiedzieć kilka indiańskich historii i już mamy w domu małego Apacza. Komancza raczej ;-) Długo szukała czegoś w sypialni. Krótkie śledztwo ujawniło, że dziecko szukało paska od maminych spodni, z którego zwykle robi smycz dla pluszaka ale nie tym razem. Tego dnia pasek wystąpił w roli pióropusza. Z jednym piórkiem. Bo to bardzo młoda Indianka jest.

Rano do przedszkola zaprowadziłam Małego Królika, a spać kładłam Wojowniczkę. Dobrze kombinujesz, Maleńka!

poniedziałek, 20 września 2010

Poszła Tosia do przedszkola

Wielki dzień. Duża zmiana. Ogromne emocje. Małe strachy. Po 3 latach i 4 miesiącach przy maminej spódnicy i tatulowych spodniach, Antosia wyrusza na podbój. Rano pęka z dumy i radości. W przedszkolnym korytarzu, gdy mama ociąga się z pożegnaniem mówi: idź już, mamo! Odebrana po paru godzinach oznajmia od razu: Raz płakałam bo bardzo tęskniłam i zrobiłam się bardzo śpiąca. Pan Wychowawca na szczęście uspokoił szlochającego Malucha bez większych problemów. Na jutro Maluch zażyczył sobie do przedszkola naklejkę na wieszak bo chce mieć znaczek, jak dzieci w Polsce, a nie swoje zdjęcie! Czyli jest dobrze. Jutro też postanowiła tam pójść i będzie się urządzać ;-)  

W drodze

poniedziałek, 13 września 2010

Bristol otwiera drzwi

Raz w roku, w sobotę, w Bristolu stają otworem drzwi zwykle zamknięte dla szarych śmiertelników. Warto wcześniej zapoznać się z ofertą i dobrze zaplanować sobie ten dzień bo ciekawych miejsc jest naprawdę wiele i trudno wybrać kilka. Można oglądać jaskinie, krypty, nieczynne kościoły, wieże, archiwa, stare doki, studio filmowe, niedostępne części zabytkowego dworca kolejowego i wiele, wiele innych ciekawych miejsc. W tym roku imprezie towarzyszyła bliźniacza akcja Bristol Green Doors Open Day, podczas której właściciele ekodomów zaprosili do siebie wszystkich, których ciekawią energooszczędne, zielone technologie i ich zastosowanie w normalnych, rodzinnych domach.  Bardzo fajny pomysł i okazja, żeby poznać ciekawych ludzi, obejrzeć niezwykłe domy i wiele się nauczyć np. tego, że w deszczówce można prać! :-) 
Tosię z całej akcji najbardziej zachwycił pies właścicieli jednego ze zwiedzanych domów i gdy my zgłębialiśmy tajniki wydajności paneli słonecznych, ona tratowała trawnik uganiając się za swoim nowym, kudłatym przyjacielem :-) 
A poniżej Wydział Chemiczny Uniwersytetu Bristolskiego, który też otworzył dla nas swoje drzwi w miniony weekend. 



sobota, 11 września 2010

Black Mountains

Za ten spacer po górach naszej córce należy się prawdziwy medal. Kawał drogi przeszła sama, z uśmiechem i pieśnią na ustach. Po drodze odgrywaliśmy sceny z Królewny Śnieżki i pałaszowaliśmy jagody. Tosia wypatrywała też wilków i lisów ale niestety, żaden się nie pojawił. Na pocieszenie zjawiła się mała żabka i stada owiec, a oprócz nich na szlaku byliśmy sami i to dopiero była atrakcja! Całe góry mieliśmy dla siebie :-)








piątek, 10 września 2010

No, to spływamy!

Po latach przerwy, gdy już mogłoby się wydawać, że wyszliśmy z wprawy, udało nam się spłynąć fragmentem rzeki Wye. Tym razem do dyspozycji mieliśmy Canoe i dodatkowego członka załogi który spisał się na medal.


czwartek, 9 września 2010

Biwak

Wyczekany, wymarzony, nasz wakacyjny wypad pod namiot. Krótki, acz treściwy i niezwykle udany. Obfitujący w niezapomniane chwile i przeżycia: Tosia zasypiająca wtulona w nas przy ognisku, gwiazdy, jakich nie widać w mieście, beztroskie taplanie w czystej rzece, zapach lasu, śpiew ptaków o poranku i zero łączności z cywilizacją :-)  Koniecznie do powtórzenia w przyszłym sezonie!