Czasem słoneczne i bezchmurne, czasem ciemne i ciężkie, czasem pełne gwiazd ale zawsze na wyciągnięcie ręki. Nasze małe Niebo budujemy co dnia.
czwartek, 26 maja 2011
czwartek, 19 maja 2011
Rysunki
Tosia kiedyś, jak większość dzieci, chętnie chwytała za kredki, jeszcze chętniej za pędzle i radosną twórczością znaczyła kartki, stół, ściany, dywany ... Potem z nieznanych przyczyn nastąpił zastój w materii sztuk plastycznych. Totalne uczulenie na kolorowanki, niechęć do rysowania, wycinania czy wyklejania. W angielskim przedszkolu stawia się na wolny wybór i brak jest zajęć typu: dziś wszyscy narysujemy Panią Wiosnę. Tu są stoliki z farbami, kredkami i innymi akcesoriami dla małych artystów oraz panie stacjonujące przy tych stolikach, ale raczej nastawione na kontrolę dozowania farby, niż na pomoc w rysowaniu czy malowaniu. Nikt tu nie mówi dzieciom, że głowa ma być okrągła, a ręce mają być dwie, nikt nie sugeruje koloru niebieskiego do namalowania nieba. Dzieci malują, rysują, lepią, wtedy, kiedy mają ochotę. Totalna wolna twórczość. I tak, Tosia zaczęła co jakiś czas chadzać do kącików plastycznych, po to, żeby namalować ... psa. Przez parę miesięcy, kilka razy w tygodniu, obowiązkowo portret psiaka. Na pustej kartce, bez tła, pies z kółek i kresek. Często bez łap: Mamo, on ma łapy ale podkulone!
Albo bez oczu: Mamo, on śpiiii! Zawsze ten sam pies. O, przepraszamy, nie ten sam, bo różnych ras np. raz jamnik, raz dalmatyńczyk. Ale zawsze wyglądający tak samo :) Nazbierała się cała teczka psów przez ten czas. I nagle, wśród tej monotonnej tematyki kynologicznej, dwie perełki:
Poznajecie? :) Dla porównania, oryginały:
No i nie może zabraknąć w tej galerii słynnego psa. Jednego z wieeeelu.
środa, 18 maja 2011
Czasem słońce, czasem deszcz
Zanim ostatecznie zamknęliśmy torby podróżne przed wyprawą na lotnisko, jeszcze raz rzuciliśmy okiem na pogodę w Andaluzji. Prognozy były bezlitosne: deszcze i burze przez 3 dni, a potem niewiadomo. Zapadła jednogłośna decyzja o dorzuceniu do bagażu głównego kaloszy i płaszcza dla Tosi. My byliśmy twardzi. Niech sobie pada. Jedziemy w sandałach! Gdy podchodziliśmy do lądowania w Maladze, samolot długo krążył nad lotniskiem. Gęsta powłoka chmur otulała Ziemię białą kołderką i nie pozostawiała złudzeń: nici z opalania i okulary słoneczne nie będą potrzebne. Na szczęście okazało się być bardzo ciepło, jednak palmy w mało urokliwej okolicy lotniska, na tle szarego nieba wyglądały dosyć groteskowo. I mimo, że taki początek wakacji odbiega od folderowego wizerunku, to i tak przyjemnie było zmoknąć bo deszczowa Hiszpania to:
- pachnący po deszczu pomarańczowy sad
- tęcza nad doliną
- Tosia w krótkich spodenkach i kaloszach skacząca po kałużach
- puste uliczki i kafejki
- czerwone wino przy kominku i słodka cisza przerywana tylko pomrukami burzy
i jeszcze wiele innych obrazów, zapachów i smaków.
Ale jak wyszło słońce, to wcale sie nie zmartwiliśmy :)
- pachnący po deszczu pomarańczowy sad
- tęcza nad doliną
- Tosia w krótkich spodenkach i kaloszach skacząca po kałużach
- puste uliczki i kafejki
- czerwone wino przy kominku i słodka cisza przerywana tylko pomrukami burzy
i jeszcze wiele innych obrazów, zapachów i smaków.
Ale jak wyszło słońce, to wcale sie nie zmartwiliśmy :)
poniedziałek, 9 maja 2011
Gibraltar
Brytyjczycy, których spotkaliśmy w Hiszpanii dziwili się, że chcemy zobaczyć Gibraltar. "Przecież tam jest jak w Wielkiej Brytanii, nic ekscytującego!" Taaak, jaaasne. Jakoś w Bristolu małpa nigdy nie ukradła nam z samochodu przekąsek, a i delfin do nas nigdy nie zamachał płetwą w Weston-super-Mare. Tosia jednak wykazała podejście angielskie. Zapytana w drodze powrotnej, co najbardziej jej się podobało, odpowiedziała: katamaran.
Don't be so shy, dolphins! Wołała do nich Tosia. Trochę działało :)
Wiatr we włosach. Z cyklu ulubionych - niedoskonałych zdjęć :)
Namierzyły nas ...
Myśleliśmy, że łaknie pieszczot, a chodziło o słone paluszki ...
Pasażer na gapę
Wygląda jak z mikrofonem ale tak naprawdę to obgryza nam antenę samochodową :)
I my. Jak te małpki :)
Następnym razem pojedziemy tam na dłużej :)
sobota, 7 maja 2011
Royal Wedding
Czyli nasza fotorelacja z prowincjonalnych obchodów "ślubu stulecia". Ulica, na której mieszkają nasi przyjaciele, została zamknięta na prośbę mieszkańców i zorganizowano na niej mały, lokalny festyn. Wszyscy wyszli na ulicę, zorganizowano zabawy, konkursy, stoisko "zrób swoją koronę", wszystkie domy były otwarte, wszyscy świetnie się bawili, serwowano strawę i napoje. Przez moment czuliśmy się jak na dobrym, polskim weselu ;)
Sto lat Młodej Parze!
piątek, 6 maja 2011
Pies andaluzyjski i andaluzyjski kot
Nasi sąsiedzi wakacyjni: 2 psy i 2 koty, to atrakcja numer 1 pobytu w Coin. Dawały się głaskać, tarmosić, miętosić, czesać, myć i ganiać. W zamian czasem buchnęły bułkę lub jajko z kuchni. Na zdjęciach pies Nessy i kot Puccina. Był jeszcze jednooki, czarny kot Pancho i kudłaty, do złudzenia przypominający owcę, biały owczarek ale jakoś niechętnie stawali przed obiektywem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)