poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Ale póki co, jeszcze trochę lata

Nasze wspólne dzieło! Kapelusz mam na myśli ;-)

Idzie jesień...

Czas ruszyć pokłady rodzicielskiej kreatywności żeby dotrzymać kroku dziecku, w długie deszczowe dni...
Papier, klej, nożyczki, trochę zapału i dom zamienia się w zwierzyniec.


W kolejnych odcinkach wystąpią żaba, tygrys, bocian, pies... Lista życzeń jest dłuuuuga. Na szczęście mamy zapasy papieru i kleju na całą zimę.

A ponieważ Tosia każdą radość dzieli z przyjaciółmi dinozaurami, dla nich też wymyśliła przebrania.

Kto zgadnie za co przebrany jest dinozaur??
*
*
*
No, oczywiście, że za żabę! :-)

czwartek, 27 sierpnia 2009

Dwulatka i sztuka afirmacji


Nasza córeczka nie przepuści żadnej okazji, żeby sprawić sobie komplement. Głośno chwali swoje dzieła sztuki, zachwyca się porządkiem, który zrobiła i nieporządkiem też: "Mamusiu! Jaki pięęękny bałagan zrobiłam!" Trwa w nieustającym podziwie dla swoich osiągnięć, swoich działań, swojego wyglądu. Adoruje każdy kawałek swojego ciała, nawet ten chwilowo obdarty, czy posiniaczony: "Oo, strupek, fajny jest on! Ty też jesteś fajny, siniaku" Patrzę na nią, stojącą przed lustrem, wystrojoną w elementy układanki podłogowej i moją piżamę: "Mamusiu! Jak ja pięknie wyglądam!" Pięknie, nie da się zaprzeczyć. Słucham jak codziennie odśpiewuje odę do swoich palców, do swojej fryzury, jak z dumą poklepuje się po okrągłym brzuszku. Obserwuję, jak podejmuje nowe wyzwania, karkołome (mogłoby się zdawać) zadania, staje w szranki z rzeczywistością bez cienia wątpliwości we własne siły, w siebie! Jaka to cudowna zdolność dwuletniego człowieka! Dorośli płacą grube pieniądze w gabinetach psychoterapii, na treningach interpersonalnych, aby w sobie tę zdolność odnaleźć, przywrócić. Dlaczego gdzieś po drodze gubimy, może raczej wyzbywamy się tej sztuki podziwiania samego siebie? Dlaczego, Córeczko, za kilkanaście lat będziesz liczyć kalorie, zamiast ubóstwiać swój piękny brzuch? Dlaczego zamiast śpiewać od rana samej sobie, że taka z Ciebie świetna dziewczynka - Antoninka będziesz spoglądać w lustro uzbrojona w puderniczkę do zakrywania niedoskonałości na Twojej doskonałej buzi? A może uda Ci się zachować w sobie ten niezwykły dar i zawsze będziesz szła przez życie przekonana, o tym, że jesteś wyjątkową, wspaniałą osobą i wszelkie strupki, wady, nacięcia, pęknięcia, fałdki, podknięcia i piegi są dopełnieniem tej niezwykłej całości - fajne one są! Tego Ci życzymy i obiecujemy uczyć się od Ciebie.


środa, 26 sierpnia 2009

Co mówiłaś, mamusiu??




Aa, że nie wolno do kałuży w sandałkach?? Już wychodzę!!

niedziela, 23 sierpnia 2009

piątek, 21 sierpnia 2009

Tata jedzie do pracy

I wygląda na to, że bez mojej pomocy się nie obejdzie!

Więc Mistrzyni Pakowania zabiera się do roboty

Tyle tego masz, Tato!

Ja Ci tu zaraz wszyyyystko posortuję!


Wiedziałam, że będziesz zadowolony!
Teraz będę dzielnie czekać na Ciebie :-)

wtorek, 18 sierpnia 2009

Quiz - znajdź dziecko

Udało się?? Może jeszcze jeden rzut okiem??


Sztuka kamuflażu jest w tej rodzinie dziedziczna ;-)

Ale ja Was zawsze znajdę! I wszędzie! :-)

piątek, 14 sierpnia 2009

Clevedon

Niedziela zaczęła się wspaniale - pobudka po 9! Takiemu dziecku należy się nagroda, takiego dnia nie można zepsuć! Po krótkiej naradzie rodzinnej: "To może nad morze?" "No, w sumie, czemu nie?" "Tak, tak, tak, nad morzeeee!!" - wyruszamy do Clevedon.

Atrakcja nr 1. "Znajdź wolne miejsce parkingowe" - wygląda na to, że ta miejscowość próbuje walczyć z najazdem turystów poprzez uniemożliwianie zaparkowania w słoneczne, niedzielne południe. Niestety, walka z góry skazana na przegraną. Podwójną ciągłą ma się tu za nic! Prawdopodobnie kierowcy kręcący się w kółko po mieścinie, okładani z tylniego siedzenia łopatkami i foremkami przez spragnione plaży potomstwo poddają się po 20 minutach poszukiwań i parkują gdzie popadnie. Może drogówka w Clevedon nie pracuje w niedziele? My szukamy minut 25 i w końcu znajdujemy miejsce idealne. Blisko do plaży, do pubu, na lody, w cieniu i nie na podwójnej ciągłej!


Atrakcja nr 2. Molo w Clevedon, czynne do 17 więc już raz przegapiliśmy jego eksplorację i tym razem w kryzysowym momencie poszukiwania parkingu myśleliśmy, że znów przejdzie nam koło nosa. Na szczęście stajemy na molo na kilka godzin przed zamknięciem i mamy mnóstwo czasu by się nim nacieszyć. Niestety Tosia nie docenia powagi sytuacji i po 15 minutach domaga się piasku, wody i kamieni: "Idzieeemy już dalej!!!"

Atrakcje nr 3, 4 i 5. - woda, piasek i kamPogrubienieienie. Niewyczerpywalne źródło dziecięcej fantazji. Plus bonusowo odkrycie Atrakcji nr 6. - wodorosty, które pod względem zastosowania przez Dwulatkę spokojnie mogą konkurować z kamieniami, piachem i resztą. Tej niedzieli wodorosty wystąpiły w roli kraba, który musi iść do szpitala bo mu łapy odpadły, w roli brudnego ubrania dinozaurów, które natychmiast trzeba uprać, w roli ogórków i sałaty, które zaraz będziemy jeść...


Tak wygląda szczęśliwe dziecko po starciu z atrakcjami niedzielnymi

A tak wygląda szczęśliwego dziecka matka

wtorek, 11 sierpnia 2009

Krótka historia Balonowej Fiesty 2009

Dzień Pierwszy
Otwarcie Balloon Fiesta 2009, na które jak co roku czekamy z niecierpliwością. Na 18.00 zaplanowano inauguracyjny start balonów. Pogoda niezbyt obiecująca ale niezrażeni tym faktem ruszamy na najlepszy punkt widokowy w mieście. Podekscytowani wypatrujemy na niebie kolorowych punktów wynurzających się znad Ashton Court. W ramach rozgrzewki sprzętu fotograficznego przed obstrzałem nieboskłonu usianego balonami powstaje fotka rowerowa. O 19.40 wciąż ani śladu balonów. Robi się co raz zimniej i zniecierpliwiony tłumek miłośników baloniarstwa zgromadzony na wzgórzu powoli topnieje. My też ruszamy do domu, po drodze odwiedzając plac zabaw, nieco opustoszały o tej porze. No cóż, jakoś trzeba zrekompensować dziecku brak obiecanych balonów. Fotka rowerowa, to jedyna fotka z inauguracji Balloon Fiesta 2009.


Dzień Drugi
Poranny lot balonów zaplanowano na 6.00. Tosia zarządza pobudkę o 6.40. Chyba zaspałyśmy?? To nic. Dzień zapowiada się piękny, niebo bezchmurne. Gdy godzinę później zerkam przez okno, żeby sprawdzić na ile ten stan się utrzymuje moim oczom ukazuje się balonów ze sześć, wolno sunących ponad Victoria Park. Stoimy z Tosią w oknie i każda z nas na swój sposób upaja się niesamowitym widokiem. Ona - piszcząc, klaszcząc i skacząc po kanapie, ja - w bezruchu oparta o ramę otwartego okna, staram się zachować ten widok nie tylko na karcie aparatu ale też głęboko w sobie. W takich momentach Bristol zdaje się puszczać do mnie oko: "A nie mówiłem, że fajne ze mnie miasto?"

Wieczorem, znów jedziemy we trójkę na punkt widokowy. Tym razem, na wszelki wypadek nie wspominamy Tosi o balonach i montujemy się na zielonej trawce pod pozorem pikniku. Tłum fanów baloniarstwa urósł w siłę, pogoda jakby łaskawsza, najlepsze miejscówki uzbrojone w statywy i aparaty. Nasze też, a co! Godzinę po zaplanowanym starcie balonów wzgórze nad Clifton Bridge przeszywać zaczynają pomruki niezadowolenia. Jedzenie w koszach piknikowych się kończy, picie też, dzieciarnia zaczyna marudzić... W końcu na niebie pojawia się 1 (słownie: jeden) niebieski balon. Chyba w ramach nagrody pocieszenia? Schodzimy więc w dół stromego wzgórza z całym piknikowo-fotograficznym majdanem + 11,5 kg zmęczonego dziecka i gdy już jesteśmy na samym dole Tosia z pozycji "na barana" woła do nas: Balonyyyyyy!!! Patrzymy w niebo, faktycznie, leci kilka spóźnialskich. Biegniemy więc z powrotem pod górę. Dziecku frajdę trzeba zrobić, obiecaliśmy przecież. Jednak na szczycie dziecko zdradza rodzinną tradycję i miłość do balonów na rzecz grzebania patykiem w kamieniach... A wiatr przegania balony w kierunku przeciwnym do naszego.



Dzień Trzeci
Skoro balony mogą wystawić nas, to i my możemy wystawić balony! Wstajemy sobie o 9.40, zupełnie niestandardowo, jak na rodzinę z Dwulatką. Tym razem postanawiamy wyruszyć do epicentrum balonowej fiesty, czyli do Ashton Court, gdzie startują balony. Trzeba tylko przebić się przez korki, znaleźć miejsce parkingowe oddalone od celu nie więcej niż 3 km, potem wdrapać się na wzgórza z Tosią i piknikiem na plecach, potem przebić się przez dziki tłum, stragany, wesołe miasteczko... i już jesteśmy na miejscu. Brzmi jak szaleństwo ale nas na serio wzięło z tymi balonami i już od 4 sezonów Balloon Fiesta odmierza nam czas.






Dzień Czwarty

Koniec Fiesty. Balony wracają do domu. Do zobaczenia za rok!

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Co powie Tosia IV


Tosia dopytuje z przejęciem:
- Czego nie ma ta kaczka? No czego ona nie ma??
- ??? - Patrzymy na kaczkę w książce, wszystko co kacze na miejscu:
pióra ma, dziób ma, kuper kaczy jest... Tosia drąży temat dalej.
- No czego ona tu nie ma??? - Wobec przedłużającej się konsternacji rodziców,
przejawiającej się głupawym milczeniem Tosia oznajmia:
- Rolków ona nie ma!
- Rolków???
- Noo, takich butów na kółkach!!
Rzeczywiście, nie miała...


- Mamo, kark mnie boli!
- Kark? Od czego?
- Od szyi.


Wdech: o jakie fajne klapki ta pani ma fajne one są a jak urośniesz to mama ci kupi takie klapki i też będziesz miała. Wydech
Wdech: O już urosłaś i jesteś duża i idziemy do sklepu po takie klapki fajne dla ciebie jak ta pani ma!


Tosia z namaszczeniem rozkłada na podłodze zabawkowy zestaw obiadowy: garnki, talerze, sztućce. Przygląda się chwilę całemu zestawowi i rzuca od niechcenia:
- Nie chce mi się gotować. Dziś nie będzie obiadu.
Po czym składa wszystko do koszyka. Też z namaszczeniem. Co za wzorce ma to dziecko??


Z cyklu Dociekania Anatomiczne:
- Czego nie ma bałwan? Czego nie ma on??
- Uszu?
- Ma uszy, pod kapeluszem. Stóp nie ma i stoi na brzuchu.


Chwila nieuwagi i Tosia udekorowała się cała brązowym flamastrem.
- Tosiu, co Ty robisz??
- Jesteś koniem i musisz być brązowa. - Odpowiada rzeczowo, ze stoickim spokojem,
wypowiadając się o sobie w drugiej osobie liczby pojedynczej.

środa, 5 sierpnia 2009

Bristol Harbour Festival 2009

Pierwsze dni dla nas stracone - deszczowe i chłodne. Później się rozpogodziło i mogliśmy ruszyć na podbój tegorocznego portowego festiwalu.

Jak zwykle mnóstwo atrakcji, które pochłaniały naszą Tosię. Tu z zapałem godnym córki inżyniera konstruowała kartonowy domek. Domek niebylejaki, bo dołączony do innych, podobnych stanowił cegięłkę dla potrzebujących w Afryce.

I wreszcie trochę słońca i wyprawa na festiwal w doborowym towarzystwie taty i drewnianej kaczki, która podbiła serca wielu festiwalowiczów, nie tylko nieletnich!

Okularnicy w festiwalowym tłumie

Każdy robi to co lubi: mama z kawą, tata z aparatem, Tosia z nektaryną, drewniana kaczka ma spokój, a te puszki tam z boku, to nie nasze!

Głodny pirat, to zły pirat! Zanim zmienimy miejscówkę Pirata trzeba nakarmić.

Przez chwilę razem oglądali pokaz tańca. Potem Tosia zobaczyła w oddali pieska...

Tańczyć w końcu sama potrafi!

Z tatą, w oczekiwaniu na kolejne muzyczne atrakcje


Wymęczona atrakcjami i hałasem, wtulona w bezpieczne ramiona taty, wraca do domu

Jeszcze tylko mały przystanek przy festiwalowym skateparku. Ciekawe kiedy sama będzie chciała spróbować? Narazie wygląda na bardzo zafascynowaną i nigdy nie przechodzi obojętnie koło deskorolek!