czwartek, 24 lutego 2011

Aniku!

Bardzo dziękujemy! Podejrzewałam, że to będzie przyjemność Was poznać ale nie myślałam, że AŻ TAKA! Do zobaczenia niedługo!

Sztuka negocjacji

Pokasłująca i zakatarzona Tosia nie idzie do przedszkola. Jest uziemiona w domu i próbuje sobie jakoś zorganizować i uatrakcyjnić czas. 
- Mamo, mogę wykąpać moje dinozaury? 
- Możesz im zrobić kąpiel naniby. 
- Ale ja już im obiecałam prawdziwą. Będą rozczarowane... 
Przerywam zmywanie bo widzę, że kroi się grubsza dyskusja. 
- Tosia, jesteś przeziębiona. Wolałabym, żebyś się nie moczyła. Proszę wykąp dinozaury na sucho.
Bródka Tosi przez sekundę układa się w podkówkę, a jej oczy zachodzą ścianą łez. Głęboki oddech i zamiast rozpaczy i wrzasku, słyszę: 
- Ale mamo, pozwól mi się przekonać. Wiesz, ja podciągnę rękawy i ich nie zamoczę. Napuszczę do umywalki ciepłej wody i jak się zacznie robić zimna to skończę zabawę i się powycieram.
Odbiera mi mowę i stoję osłupiała na środku kuchni wpatrując się w swoją Małą Mistrzynię Negocjacji.
- Jak chcesz, to jeszcze mogę założyć fartuszek. - dodaje Tosia. - To co? Zgodzisz się? 
Czy się zgodzę? No, ba! Kąpiel z pianą dla dinozaurów, a dla tej Pani, wielkie brawa! Nie wiemy gdzie się tego nauczyła!

wtorek, 22 lutego 2011

Poczytaj mi, Tosiu!

Długo, bardzo długo, jakieś pół roku (!) nosimy się z zamiarem napisania tego tak, żeby nie zabrzmiało jak puszenie się i przechwalanie. Ale w sumie, chwalić się jest czym, więc po prostu:
 Tosia umie czytać
i czyta. Wszystko. Jak leci. Opakowania po płatkach śniadaniowych, neony, szyldy, ulotki reklamowe, gazety i książki też. Przechodzi koło stolika na którym leży otwarta gazeta, zatrzymuje na niej wzrok, po chwili pyta: Co to znaczy: "Kapitał ludzki"?? Więc trzeba uważać nie tylko co się mówi ale i co się czyta przy dziecku! Zna imiona i nazwiska większości dzieci i wychowawców z przedszkola. "Skąd wiesz jak ta pani ma na nazwisko?" - pytamy zaskoczeni. - Przeczytałam. - odpowiada Tosia. Tak po prostu. Czyta ze zrozumieniem i z taka płynnością, że za każdym razem jesteśmy tak samo zdumieni, choć trwa to już parę miesięcy. Sama czyta sobie polecenia do zadań w kolorowankach, wyklejankach czy elementarzach dla maluchów i wie co robić. Czyta opisy do ilustracji, krótkie opowiadania, uwielbia Świerszczyk i komiks o zającu na ostatniej stronie. Czyta i potrafi opowiedzieć to, co przeczytała. Czyta odpływając totalnie w swój świat. Znika z książka w swoim pokoju i trudno ją od czytania oderwać. Jeżeli spóźniamy się do przedszkola, to dlatego, że nam się córka zaczytała i nie chciała książki oddać. Sami się z siebie śmiejemy zabierając jej książkę, bo już czas się kąpać lub wychodzić do przedszkola. Czyż to nie jest wymarzony "problem wychowawczy"?? Zaczytany niespełna czterolatek?? We wrześniu, zanim Tosia poszła do przedszkola, jej wychowawca nie bardzo potrafił uwierzyć w to czytanie. W grudniu w specjalnym liście do Tosi napisał: 
We all are very impressed by your reading, Tosia!  
Będziesz miała świetną pamiątkę, Córko! Bardzo jesteśmy z Ciebie dumni ale najfajniejsze jest to, że Ty uwielbiasz czytać. Bierzesz książkę i cala jesteś czytaniem. Zuchu Nasz! 

niedziela, 13 lutego 2011

Do lasu


Tosia co tydzień jeździ na przedszkolną wycieczkę do lasu. Dzieci spędzają pół dnia na łonie natury i szczerze to uwielbiają. Rodzice mniej entuzjastycznie podchodzą do tych wypraw bo angielski chów jest zgoła inny od polskiego. Polski rodzic oddając swą latorośl w mury brytyjskiej edukacji musi wykazywać się często wyjątkowym hartem ducha ;-) Bez względu na pogodę: mróz, śnieżyce, gradobicie czy ulewne deszcze, trzylatki w kaloszach i odblaskowych kombinezonach ruszają na spotkanie z przyrodą. Jeżeli rodzice mają ochotę, również mogą do wycieczki dołączyć. Mama Tosi raz taką ochotę miała. O godzinie 11.30 stawiła się w pokoju leśnym, gdzie dzieci przed wyprawą wprowadzają się w leśny trans, czyli oglądają książeczki o lasach i ich mieszkańcach, podziwiają skarby, które przywieźli z poprzednich wycieczek Po krótkich pertraktacjach kto z kim będzie siedział i przy którym oknie, wychowawca Tosi zajmuje miejsce za kółkiem i możemy ruszać. W tym momencie rozlega się kruszący szyby pisk autystycznego kolegi Tosi. Jest to przejaw ogromnego entuzjazmu i radości na okoliczność wypadu do lasu, a ponieważ mama Tosi w pracy spotyka się z autystycznymi dziećmi, wie, że ten pan dopiero się rozkręca. Nerwowo zerka na Tosię, która zwykła była wpadać w rozpacz w chwili, gdy ktoś za głośno krzyczał lub płakał. Tym razem Tosia niewzruszona, podobnie jak reszta dzieci z jej grupy, śpiewa piosenkę: "We're going to the forest. We're going to the forest!" Sam krzyczy co raz głośniej, autobus jedzie co raz wolniej, dzieci co raz radośniej śpiewają, za oknem co raz bardziej pada. W głowię mamy Tosi zaczyna tupać nakręcany słoń: łup, łup, łup... "We're going to the fooooreeeest!!!"
20 minut później, w strugach deszczu, gromada trzylatków wysypuje się z minibusa. Jeżeli 
w tym lesie była jakakolwiek zwierzyna, to na pewno umknęła w popłochu. 10 par małych kaloszy rozchlapuje na wszystkie strony każdą napotkaną kałużę. Fontanny błota i mętnej wody bryzgają na wszystkie strony. Wychowawcy przypominają, że w lesie zachowujemy się cicho i spokojnie. "Cicho i spokojnie" w wersji trzylatków  trwa  tyle, co droga do kolejnej kałuży: jakieś 60 sekund. "Pamiętajcie, głębokie kałuże mogą być niebezpieczne. Jak możemy sprawdzić, czy kałuża jest głęboka?" Pyta wychowawca. Dzieci przerzucają się pomysłami: Można się położyć w kałuży i sprawdzić czy da się w niej pływać! Można wrzucić do kałuży wieeeelki kamień i sprawdzić czy utonie! Można poprosić wychowawcę, żeby wskoczył do kałuży! W końcu, za namową pana każdy znajduje swój patyk do pomiarów głębokości błotnistych akwenów. Teraz maluchy wyglądają jak gromada krasnali. Wszyscy zakapturzeni w jednakowe, odblaskowe kurteczki, z kijami w rękach, gromadzą się wokół kałuż i dokonują pomiarów, z arcypoważnymi minami. Wyniki są różnorakie i dyskusyjne: głęboka! wcale nie głęboka! płytka! Niezależnie od rezultatu, krasnale ładują się do wody jeden po drugim. Z kaloszków wylewa się strugami błotnista zupa. Mama Tosi z trudem rozpoznaje swojego krasnala. Pod warstwą błota wszystkie dzieci są do siebie łudząco podobne. Wreszcie krasnal - Tosia sama znajduje swoją mamę: „Bawimy się? Ty będziesz Czerwonym Kapturkiem, a ja nie będę wilkiem, nie musisz się bać. Będę lisem i oprowadzę cię po moim lesie, chcesz?” Mama bardzo chce ale w tym momencie pan wychowawca znajduje grzyba! Lis porzuca Czerwonego Kapturka. Krasnale tłoczą się i przepychają wokół leśnego skarbu. Każdy chce go dotknąć i wypowiedzieć się z miną znawcy na temat znaleziska. Podobny entuzjazm wywołuje odkrycie ogromnej dziupli w starym drzewie. Maluchy jeden po drugim pąkują się do ciemnego wnętrza. Każdy ma swój  pomysł na to, czyj to może być domek: Sowy! Wróżki! Lisa! Niedźwiedzia! Spajdermena! 
Na końcu trasy, na wytrawnych leśników czeka prawdziwa gratka! Królicza nora, z niezbitym dowodem bytności jej mieszkańców. Mama Tosi zaczyna się zastanawiać w jakim wieku człowiek traci naturalną zdolność do wpadania w zachwyt na widok króliczych bobków?? Dzieci nie chcą iść dalej. Skandują imiona króliczej rodziny, w nadziei, że ujrzą na dnie norki choć kawałek puszystego ogonka. Dopiero obietnica posiłku przekonuje małych eksplorerów, do dalszej wędrówki. 
W leśnym szałasie małe krasnale grzecznie ustawiają się w kolejce do mycia rąk i siadają w kręgu, w oczekiwaniu na ciastko i kubek mleka. Deszcz nie przestaje zacinać ani na chwilę. Pod drewnianym dachem robi się przyjemnie cicho. 10 małych, nakrapianych twarzyczek przeżuwa w skupieniu ciastka zbożowe. 
Czas wracać. Mijamy wąwóz, do którego każdy chce wejść i kamienne głazy, na które każdy chce się wdrapać, a ponieważ wspinaczka w mokrych, pełnych błota kaloszkach nie jest łatwą dyscypliną, droga powrotna zajmuje znacznie więcej czasu. Wreszcie docieramy na  parking. Jeszcze tylko rytualna przepychanka o to, kto z kim usiądzie i krasnale wyruszają do przedszkola. Krasnal Sam uderza w rozpacz, z powodu zakończenia leśnej wycieczki. Reszta krasnali, niewzruszona tym faktem zapada w sen. Deszcz dudni o szyby, silnik minibusa przyjemnie mruczy. Mama Tosi chętnie poszłaby w ślady krasnali, ale jej własny teraz koniecznie chce posłuchać bajkę. Sponad nakrapianego błotem noska zerka para błyszczących, zmęczonych ale szczęśliwych oczu. Mama zaczyna bajkę. O lisie i Czerwonym Kapturku. A jakże!


Lis, namalowany w odpowiedzi na pytanie: kogo spotkamy w lesie?

czwartek, 10 lutego 2011

Przez palce


 Uciekają minuty, godziny, tygodnie, jedne cenniejsze od drugich. Po stole, na dnie torebki, w zakamarkach zimowej kurtki plączą się małe karteluszki z notatkami, które przywołują uśmiech na twarzy, znalezione przypadkiem podczas śniadania, lub w drodze z pracy. Wszystko co miało być skrupulatnie zapisane  na blogu drzemie sobie w naszych głowach i sercach ale jedna bardzo ważna notka musi się tu pojawić. Jesteśmy to winni naszemu dziecku :) Tym czasem, z pozbieranych karteluszek:

Tosia: Mamo! Nigdzie nie mogę znaleźć mojego stegozaura. Wiesz gdzie on jest??
- Sprawdź w kieszeni. - Odpowiadam i oczywiście tam się znajduje zabawka. Tosia:
- Mamo! Ty wszystko wiesz! Jestes genialna! - Przez chwilę mam ochotę pławić się w swej omnipotencji ale w końcu mówię:
- Nie, no, coś Ty. Nie wiem wszystkiego. - Na to Tosia:
- Ale zawsze możesz zapytać tatę!

Tosia pyta tatę:
- Tato, ile cyfr ma tysiąc?
- Cztery.
- A milion?
- Siedem.
- Tato! Ty naprawdę znasz się na cyfrach!

Tosia biegnie po korytarzu tyłem. Mama woła: Nie biegnij tyłem! Możesz upaść.
Tosia na to: - Spokojnie mamo! Bez paniki!

Tosia jest chora i nie idzie do przedszkola. Przy śniadaniu pyta:
- Będę mogła się pobawić przed wyjściem do przedszkola, czy bardzo się spieszymy?
- Dziś nie idziesz do przedszkola. Masz wolne. - Odpowiadam.
- To dobrze. Mogę spokojnie delektować się każdym kęsem.
A żeby było śmieszniej, na śniadanie była sucha bułka :)

Tosia wchodzi rano do salonu, gdzie znajduje porzucone papierki po cukierkach.
- O! A kto tu w nocy zajadał słodycze??
- Ja... - Odpowiada, rumieniąc się, przyłapana mama.
- Mamo! Nie żartuj! Nie jesteś dzieckiem!