piątek, 29 stycznia 2010

Tak się bawi Antosia

Dawno, dawno temu, kiedy Tosia była jeszcze małym dzidziusiem (choć utrzymuje, że nadal nim jest) rodzice dwoili się i troili, żeby jakoś umilać jej czas. Inne mamy na spotkaniach dla matek z dziećmi popijały kawkę, podczas gdy ich pociechy fikały na matach. Tosia fikala, owszem ale przez jakieś 5 - 10 minut. Po tym czasie domagała się nowych rozrywek: lampę pokazać, listek dotknąć, rączkę zamoczyć pod wodą z kranu... Ludzie się dziwili, mądre ciocie łapay się za głowę: cały czas na rękach?? Cały czas trzeba do niej gadać??? Sama chwilę nie poleży???
No, nie poleżała... Tak nam się dziś przypomniały te odległe czasy, gdy nam Tosia odpłynęła na 1,5 godziny w swój fascynujący świat zabawy. Świat, do którego my, dorośli wstępu nie mamy. Prawdopodobnie ze względu na ograniczoną wiekiem siłę wyobraźni. Tosia bawiła się w dom. Nie taki zwykły dom, ale dom rakiet. Cztery Rakiety zbudowane z klocków zamieszkały na kanapie. Miały stół z blaszanej pokrywki od pudełka, łóżka z poduszek, telewizor z książki... Ba! Toaletę nawiet miały, z wiaderka. Do rakiet wpadły z wizytą dinozaury. Łódką kartonową przypłynęły. Najpewniej jednak przywlokły ze sobą jakieś zarazki bo wkrótce Rakiety zaniemogły. Poległy w łóżkach i czekały na doktora. Doktor Miś Polarny bardzo grubym głosem zdiagnozował bardzo, bardzo groźną wysypkę i nakazał Rakietom duuużo odpoczywać. Na szczęście Rakiety wkrótce wyzdrowiały i mogły wyprawić jednej z nich urodzinowe przyjęcie. Ach! Cóż to był za bal! Przy torcie urodzinowym z wieszaka zgromadziło się tylu gości, że ledwo ich dom z kanapy pomieścił. 
A w tym czasie rodzice Tosi zamiast oddawać się słodkiemu lenistwu podglądają dziecko przez szparę w drzwiach dusząc się momentami ze śmiechu i mają wrażenie jakby oglądali rewelacyjną sztukę na bardzo awangardowej scenie. Scenie z kanapy.


  
  
 

czwartek, 21 stycznia 2010

Dzień Babci, Dzień Dziadka


 Kocham Was!

Babcie, Dziadku, coś Wam dam
Tylko jedno serce mam
A w tym sercu róży kwiat
Żyjcie wszyscy mi 100 lat!

sobota, 16 stycznia 2010

Zimowe obrazki


Zima w Victoria Park



 
 
 

piątek, 15 stycznia 2010

Tosia, do you speak English? Yes, I do!



Z jednej strony, jest to oczywiste, że skoro wychowuje się dziecko w obcym kraju, to prędzej czy później zacznie ono władać językiem autochtonów. Z drugiej strony, cały czas dla rodzica pozostaje zaskoczeniem i niespodzianką fakt, z jaką łatwością i ochotą dziecko zaczyna mówić w języku innym niż mama i tata. Niby człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że małe dziecko jest jak gąbka, w naturalny sposób chłonie język, który słyszy , a jednak dziwić się człowiek nie przestaje: jak Ty to robisz córeczko?? Córeczka potrafi zagaić w języku angielskim miłą pogawędkę, przedstawić się, zapytać rozmówcę o samopoczucie i życzyć miłego dnia. Córeczka liczy w języku angielskim i zna angielski alfabet, córeczka zna po angielsku nazwy zwierząt z farmy, z lasu, z dżunglii i z lodowców (dzięki córeczce rodzice odkryli jak jest mors!). Córeczka potrafi nazwać po angielsku kolory i kształty. Córeczka wie jak poprosić w międzynarodowym towarzystwie o coś do picia, do jedzenia, a nawet ogłosić, że chce do toalety. Córeczka zawsze pyta o każde nowo usłyszane słowo jak jest po angielsku lub po polsku (zależy w jakim języku słyszy pierwszy raz). I wreszcie, największe zaskoczenie i niezbity dowód na nieuchronną dwujęzyczność córeczki: córeczka śni po angielsku! Córeczka pogrążona w głębokim śnie wykrzykuje po angielsku do angielskich kolegów, że mają jej oddać piłkę bo teraz będzie jej kolej!! Córeczka nie traci jednak poczucia tożsamości narodowej. Na prośbę polskiej pani: "Powiedz coś po angielsku", córeczka odpowiedziała stanowczo: "Nie! Ja jestem polska!!"

środa, 13 stycznia 2010

Polarny Expres


Znudziło nam się lepienie bałwanów!


Od dziś lepimy pociągi!!

 




 


poniedziałek, 11 stycznia 2010

Sto lat!



Noc rwana w strzępy. W dodatku wymówki typu zęby dawno straciły na aktualności, co potwierdziła wizyta w gabinecie stomatologa. Widać taki egzemplarz się trafił i już. I jak tu po takiej nocy stawić czoło upływającym latom Pana Domu? Tosia nie ma z tym żadnego problemu. Odśpiewuje stolat prosto do ucha zaspanemu tacie i zarządza pieczenie torta. I to już! Od razu! W piżamach i przed śniadaniem. Pieczenie torta nie wchodzi w grę. Nie żeby Pan Domu nie zasłużył. Należy Mu się jak najbardziej, tyle, że piekarnik strajkuje. Nic to. Tosia obejmuje kierownictwo nad wyprawą po tort dla Taty. W sklepie pędzi z rozwianym włosem pomiędzy regałami i z piskiem hamuje śniegowcami przed półką z wyrobami cukierniczymi. "Wybieram ten! Pakujemy!" Ogłasza z miną zwycięzcy i próbuje ściągnąć z półki tort w kształcie Lokomotywy. "Tosiu, to urodziny taty. Może tata jednak wolałby jakiś inny tort? Jak myślisz?" Tosia spochmurniała ale tylko na chwilę. Po paru sekundach rozpromieniona woła: "Weźmiemy tort z Peppą!". Oczyma wyobraźni widzę swojego przystojniaka po trzydziestce zdmuchującego świeczki z Peppy i przez chwilę kusi mnie ta wizja ale w końcu staje na torcie czekoladowym. Kosztowało to obietnicę, że na pewno i na bank na urodziny Tosiowe będzie tort-lokomotywa.
Jeszcze tylko oficjalne wręczenie wyklejanki-laurki, cudem odklejonej od obrusu i można świętować.
 
Tato, kocham Cię bardziej, niż wszystkie lokomotywy świata!
Sto lat!

sobota, 9 stycznia 2010

piątek, 8 stycznia 2010

Sylwester 2009



Tosia w stroju wróżki wykonanym przez dziadka bawi się pod czujnym  i troskliwym okiem dziadków do późnych godzin wieczornych. Rodzice w strojach wieczorowych wybywają do Gospody Jamneńskiej, gdzie zawsze można liczyć na super towarzystwo, dobre jadło, no i darmowy wjazd ;-)

środa, 6 stycznia 2010