poniedziałek, 11 stycznia 2010

Sto lat!



Noc rwana w strzępy. W dodatku wymówki typu zęby dawno straciły na aktualności, co potwierdziła wizyta w gabinecie stomatologa. Widać taki egzemplarz się trafił i już. I jak tu po takiej nocy stawić czoło upływającym latom Pana Domu? Tosia nie ma z tym żadnego problemu. Odśpiewuje stolat prosto do ucha zaspanemu tacie i zarządza pieczenie torta. I to już! Od razu! W piżamach i przed śniadaniem. Pieczenie torta nie wchodzi w grę. Nie żeby Pan Domu nie zasłużył. Należy Mu się jak najbardziej, tyle, że piekarnik strajkuje. Nic to. Tosia obejmuje kierownictwo nad wyprawą po tort dla Taty. W sklepie pędzi z rozwianym włosem pomiędzy regałami i z piskiem hamuje śniegowcami przed półką z wyrobami cukierniczymi. "Wybieram ten! Pakujemy!" Ogłasza z miną zwycięzcy i próbuje ściągnąć z półki tort w kształcie Lokomotywy. "Tosiu, to urodziny taty. Może tata jednak wolałby jakiś inny tort? Jak myślisz?" Tosia spochmurniała ale tylko na chwilę. Po paru sekundach rozpromieniona woła: "Weźmiemy tort z Peppą!". Oczyma wyobraźni widzę swojego przystojniaka po trzydziestce zdmuchującego świeczki z Peppy i przez chwilę kusi mnie ta wizja ale w końcu staje na torcie czekoladowym. Kosztowało to obietnicę, że na pewno i na bank na urodziny Tosiowe będzie tort-lokomotywa.
Jeszcze tylko oficjalne wręczenie wyklejanki-laurki, cudem odklejonej od obrusu i można świętować.
 
Tato, kocham Cię bardziej, niż wszystkie lokomotywy świata!
Sto lat!

Brak komentarzy: