środa, 18 maja 2011

Czasem słońce, czasem deszcz

Zanim ostatecznie zamknęliśmy torby podróżne przed wyprawą na lotnisko, jeszcze raz rzuciliśmy okiem na pogodę w Andaluzji. Prognozy były bezlitosne: deszcze i burze przez 3 dni, a potem niewiadomo. Zapadła jednogłośna decyzja o dorzuceniu do bagażu głównego kaloszy i płaszcza dla Tosi. My byliśmy twardzi. Niech sobie pada. Jedziemy w sandałach! Gdy podchodziliśmy do lądowania w Maladze, samolot długo krążył nad lotniskiem. Gęsta powłoka chmur otulała Ziemię białą kołderką i nie pozostawiała złudzeń: nici z opalania i okulary słoneczne nie będą potrzebne. Na szczęście okazało się być bardzo ciepło, jednak palmy w mało urokliwej okolicy lotniska, na tle szarego nieba wyglądały dosyć groteskowo. I mimo, że taki początek wakacji odbiega od folderowego wizerunku, to i tak przyjemnie było zmoknąć bo deszczowa Hiszpania to:
- pachnący po deszczu pomarańczowy sad
- tęcza nad doliną
- Tosia w krótkich spodenkach i kaloszach skacząca po kałużach
- puste uliczki i kafejki
- czerwone wino przy kominku i słodka cisza przerywana tylko pomrukami burzy
 i jeszcze wiele innych obrazów, zapachów i smaków.






Ale jak wyszło słońce, to wcale sie nie zmartwiliśmy :)







3 komentarze:

Anik pisze...

Zachwyciłam się! :)))
A czerwone paznokcie bardzo pasują do Andaluzji.... ;)

Delie pisze...

Bajecznie:)))
I paznokcie - zgadzam się z Anik:)

Nie mieszkaliście w hotelu, prawda?
Ten kominek...

Asia, Piotrek, Antosia i Marysia pisze...

:)

Czerwone paznokcie są uniwersalne. Zawsze pasują ;)

Delie, hoteli unikamy jak ognia ;)