piątek, 12 lutego 2010

Dubler

Może niektórzy z Was pamiętają jeszcze Małego Misia? Gwoli przypomnienia, Mały Miś to ukochana przytulanka, maskotka do spania i do tarmoszenia w awaryjnych sytuacjach. Mały Miś awansował szybko na status VIP w naszej rodzinie i często na samą myśl o tym, że mógłby zaginąć oblewaliśmy się zimnym potem... Mały Miś ulegał też znacznemu zużyciu w skutek intensywnej eksploatacji i wymagał nierzadko przepierki i innych zabiegów odświeżających i odmładzających. Mama Tosi w bardzo doległej przeszłości też miała przytulankę, którą systematycznie nadgryzał ząb czasu (a później ząb Cezara ale to zupełnie inna historia), i którą dziadek Tosi pieczołowicie łatał oraz wyposażał w nowe oczy, gdy stary zestaw z guzików "się zgubił". Ponieważ mama Tosi nie odziedziczyła tych krawieckich zdolności swojego taty, a tata Tosi może i owszem posiada takowe ale z czasem gorzej, stanęliśmy oko w oko z nielada problemem: jak przedłużyć żywot Małego Misia?? Rozwiązanie okazało się zaskakująco proste. Skoro Miś był dla nas VIPem potraktowaliśmy go jak VIPa i sprawiliśmy mu... Dublera. Dubler spisywał się idealnie. Utulał dziecko do snu, dawał w siebie wcierać kapiące łzy i resztki zupy. Bez stresu zabieraliśmy Małego Misia na spacery bo przecież mieliśmy Dublera. Często Małego Misia wysyłaliśmy na zabiegi SPA w pralce automatycznej, a w tym czasie Dubler czynił swą powinność. Czynił ją na tyle dobrze, że gdy pewnego razu Małemu Misiowi zrobiła się pod pachą dziura Tosia znalazłwszy w szufladzie Dublera uznała go za zszytego Misia i ruszyła podziękować tacie za fachową naprawę. 
Ta sielanka mogła trwać wiecznie i mogliśmy dalej być nieskończenie dumni ze swej rodzicielskiej pomysłowości, tyle że z nieznanych przyczyn Mały Miś został zdegradowany. Zastąpił go pociąg, potem niebieski resorak... Mały Miś zaczął wieść nędzny żywot przekładanej z miejsca na miejsce zwykłej maskotki. Dubler wiódł równie nędzny żywot, tyle, że w innej części mieszkania i już nikt nie pamiętał który jest który. Choć jakoś instynktownie udawało im się unikać konfrontacji. 
Aż pewnego poranka Tosia wywalając wszystkie zabawki z kosza (bo akurat był potrzebny, żeby zrobić z niego statek) natrafiła na Małego Misia. Przyjrzała mu się badawczo, po czym z uśmiechem popędziła do pokoju i po chwili wróciła, wołając: "Mam dwa takie same misieee!!!" Rodzice stanęli w pąsach, przerażeni, że ich fortel się wydał i dziecko nie daruje im okrutnej mistyfikacji. Jednak ton Tosi był daleki od oskarżycielskiego. Trwała przez chwilę w radosnych pląsach, powtarzając "Mam dwa takie same misie! Mam dwa takie same!!" "Noo,  bliźniaki" - podrzucili przytomnie rodzice powracając do dawnej formy w rodzicielskim fantazjowaniu ku lepszej sprawie. 
Odtąd Misie Bliźniaki są znowu na szczycie listy zabawkowych przebojów. Dostały nowe imiona: Kuba i Buba, na cześć bliżniaków znanych Tosi z książeczki, i co dnia przeżywają masę niezwykłych przygód. Co prawda na początku Kuba próbował się wywyższać, że nie jest już tylko dublerem, a Buba trochę się dąsała, że nie jest już zabawką nr 1 ale w końcu się jakoś dogadali. Źle nie mają. Dziś płynęli łodzią podwodną po oceanie z koca.

Brak komentarzy: