wtorek, 4 stycznia 2011

Sanki

Grudniowe przedpołudnie. Brnę z Tosią na rękach przez zasypane chodniki. Dziecko niewprawione w pokonywaniu śnieżnych pułapek więc szybciej dotrę do sklepu ze słodkim ciężarem na plecach, niż z potykającą się i ślizgającą Tosią. Małe zakupy zrobimy w drodze powrotnej, bo w drodze powrotnej będzie przecież lżej.
- Mamo, a do jakiego my właściwie idziemy sklepu?
- Do takiego, w jakim jeszcze nie byłyśmy.
- A co my tam kupimy?
- A, jedną taką rzecz potrzebną.
Nie zdradzam szczegółów i pozostaję tajemnicza bo towar, którego poszukujemy jest bardzo deficytowy w ostatnim czasie i poznikał z wystawowych półek w ciągu jednego dnia. W końcu docieramy do celu. Rozglądam się nerwowo po sklepie. Tosia rozgląda się ciekawie, wśród setek bibelotów, azjatyckich ozdób, sztucznych kwiatów, puzdereczek, wodospadów ogrodowych, miotełek z ptasich piór. Pytam sprzedającego półgębkiem, czy mają TO, a on odpowiada, że owszem ale tylko niebieskie. Tylko?? Toż to ulubiony kolor Tosi! Nic więc dziwnego, że gdy sprzedawca wynosi z zaplecza błyszczące, niebieskie SANKI wielkie oczy Tosi zdają się wyskakiwać z orbit, a jej buzia wyraża zachwyt przemieszany z niedowierzaniem:
- Mamo! Czy to dla mnie???
- Tak! - Wykrzykuję nie mniej podekscytowana. Sprzedawcy muszą mieć z nas niezły ubaw. Tosia pakuje się na sanki zanim zdążę za nie zapłacić, a pakistańska obsługa sklepu odprowadza nas na zewnątrz i macha nam na pożegnanie. Ciągnę po chodniku małe plastikowe saneczki w kolorze indygo, a w nich najszczęśliwsze dziecko świata, z uśmiechem dookoła czapki. Co więcej, zarażamy tym uśmiechem ludzi na ulicach, kierowców i przechodniów bo widok dziecka na sankach nie jest czymś tak powszechnym i oczywistym w Anglii jak w Polsce, zimową porą.  Wszyscy nam machają, śmieją się do nas, zagadują:
Oo, maly pomocnik Mikołaja jedzie! Oho! Takim to dobrze!  I nam owszem, jest całkiem super, tylko szkoda, ze już śniegu nie ma... Ale liczymy, że jeszcze spadnie bo od paru lat, gdy zima paraliżuje Wielką Brytanię, nas tylko odwiedza, akurat na tyle, żeby sprawić, że jest się najszczęśliwszym reniferem, tfu, rodzicem na świecie ciągnąc swoje uśmiechnięte dziecko na sankach.




3 komentarze:

Delie pisze...

Piękna niespodzianka:) Jak i cała historia:) Wyobrażam sobie radość Tosi:) Życzę zatem duuuużo śniegu!

PS Bardzo podobają mi się te zdjęcia:)

Anik pisze...

No bo co może byc lepszego dla dziecka zimą niż sanki? :)) A każdy rodzic marzy żeby być reniferem zimową porą - to tez znana prawda ;)
Siedzę, oglądam i też się usmiecham :)

Asia, Piotrek, Antosia i Marysia pisze...

Dziewczyny :-) Dzieki za mile komentarze. Zwlaszcza te na temat zdjec od Mistrzyni ;-)
Sniegu wypatrujemy caly czas. Narazie w ramach rekompensaty mielismy wichure i deszcz. Tosia zadowolona -> kalosze ;-)