piątek, 25 grudnia 2009

Polskie Święta w Bristolu

Obchody Świąt Bożego Narodzenia zorganizowane w trybie awaryjnym udały się znakomicie. Przygotowania ruszyły pełną parą jak tylko zauważyliśmy bezlitosny napis: canceled, obok numeru naszego lotu. Najpierw wzięliśmy udział w szturmie na polski sklep gdzie w bohaterskiej walce udało się zdobyć ostanią masę makową, pierogi, a nawet karpia! Jest się czym szczycić bo polskich pasażerów feralnego lotu było znacznie więcej i nie wszyscy mieli taki refleks. 

Aby tradycji polskiej stało się zadość dokonaliśmy rytualnych porządków Świątecznych, w których Tosia brała czynny udział. Okazało się, że mycie okien dziewcznyna ma w jednym palcu, a może nawet we krwi. I tak upływały Tosi dni do Wigilii. 

Tu okno umyła, tam śrubokręt potrzymała tacie naprawiającemu wannę, tu bakalii do piernika sypnęła, tam wysypała pół kilo soli do garnka z wodą. Codziennie rano dbała też, żeby przygotowania rozpoczynały się odpowiednio wcześnie, budząc rodziców o świcie ,odziana w szlafrok, rękawice i śniegowce, bo oprócz ciężkiej pracy zdarzyło nam się tez pohasać po śniegu. 


 

W Wigilię ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że wszystko jest gotowe i dopięte na ostatni guzik. 12 (słownie: dwanaście) potraw wigilijnych, których przygotowanie okazało się drobnostką w porównaniu z akrobacją, żeby wszystko wjechało na stół o tej samej porze, tak samo gorące. 
O 22 śladami pasterzy z Betlejem wyruszyliśmy do stajenki w polskim kościele na polską Pasterkę. Pierwsza nasza Pasterka we trójkę. Oczywiście Tosia zadbała o to, żeby to było niezapomniane wydarzenie. Nie była jedynym dzieckiem w kościele tego wieczoru, ale z pewnością była jedynym, którego ulubioną kolędą jest "Dzisiaj w Betlejem", jedynym, kóre na pytanie za co się pomodlimy odpowiedziało:"Za to, że nam się Jezusek narodził" i jedynym, które zauważyło, że przed mszą żłóbek był pusty i wytłumaczyło to roztropnie: "On się po prostu jeszcze nie urodził", a po mszy nie posiadało się z radości, że Oto Jest. Dzień później zapytana co się wydarzyło ważnego poprzedniej nocy odpowiedziała: "Urodził się Jezusek i ksiądz dał mi cukierka". 
W Bożonarodzeniowy poranek w angielskim kościele wtórowała chórowi grając na bębnie znalezionym pod kościelną ławą. I wyobraźcie sobie, że nie tylko nie wyproszono nas z kościoła ale i ksiądz na koniec mszy podziękował Tosi za to, że uświetniła hymny swoją grą :-)
A w Drugi Dzień Świąt, który w UK jest dniem wyprzedaży, planujemy wybrać się na zaległy i długowyczekiwany urlop w Polsce więc trzymajcie wszyscy kciuki, żeby tym razem jednak samolot wystartował.


Brak komentarzy: