wtorek, 23 sierpnia 2011

Zielnik

Dawno temu, w prehistorycznych czasach gdy szkoły podstawowe miały jeszcze osiem klas uczniowie na lekcjach biologii często mierzyli się z zadaniem stworzenia zielnika. Staranne dziewczynki i ambitni chłopcy zgarniali piątki w koronie za wymuskane albumy z prasowaną zieleniną. Chłopcy nadpobudliwi i roztrzepane dziewczynki rwali chwaściory przedostatniego dnia przed terminem zwrotu zielnika pani od biologii.  Potem marnując kłęby taśmy klejącej na bezowocnych próbach przytwierdzenia niewysuszonych roślin do kartek bloku technicznego, marzyli o dorosłości, beztroskiej i wolnej od zielników, za które dostawało się kompromitujące 3 + i nigdy by nie uwierzyli, że gdy rzeczona dorosłość nadejdzie zrobią zielnik z własnej, nieprzymuszonej woli i jeszcze będą mieli z tego radochę!


Zielnik Tosi powstał jako prezent dla Huga Długo zastanawialiśmy się, co może dać mała polska dziewczynka swojemu angielskiemu wychowawcy. Chcieliśmy, żeby prezent był od serca, z polskim akcentem, wyjątkowy i charakterystyczny. Własnoręcznie wykonany zielnik spełniał wszystkie kryteria i bardzo pasował do ekologicznego profilu przedszkola, do którego Tosia chodziła, do cotygodniowych przedszkolnych wycieczek do lasu i do starań, jakich dokładał pan wychowawca, żeby wszystkie dzieci spoglądały na przyrodę z zaciekawieniem i pasją. Całą rodziną przez kilka tygodni zbieraliśmy wszystko to, co spodobało nam się na miejskich trawnikach, w parkach czy na biwaku. Najwięcej zachodu było ze znalezieniem chabra, którego Tosia wymarzyła sobie w zielniku dla pana. Suszyliśmy rośliny między kartkami grubych tomów. Tosia pamiętała, że trzeba je przekładać i zmieniać im gazety i bardzo cierpliwie czekała, aż wszystkie będą gotowe. Potem przetrząsaliśmy albumy z roślinnością Wysp Brytyjskich i szukaliśmy polskich nazw zebranych okazów. Zabawy było przy tym całkiem sporo bo oprócz stokrotek, Tosia zebrała do zielnika bodziszek i wielosił ... Powstało z tego całkiem spore dzieło. Ponad 20 stron z kwiatami, listkami, łodyżkami, pąkami roślin opisanych po polsku i po angielsku. Nazwy łacińskie sobie darowaliśmy :) Hugo był zachwycony pomysłem i wykonaniem. Nigdy wcześniej nie widział  zielnika domowej roboty. Z niedowierzaniem przewracał kolejne strony i słuchał polskich nazw znanych roślin. Bardzo miło nam było obserwować Tosi pracę nad zielnikiem, jej zaangażowanie i serce, jakie wkładała w jego wykonanie ale najprzyjemniejsze było zobaczyć autentyczną radość w jej oczach z tego, że sprawiła komuś frajdę.




Tosia i Hugo

3 komentarze:

Delie pisze...

Mogę napisać tylko jedno: urocze!
I zielnik, i zdjęcie.

Anik pisze...

achhhhh! cudny pomysł, wykonanie, cierpliwość Tosi...wszystko! :)

Bo pisze...

mysle juz od paru dni nad takim zielnikiem z moja 3latka

Wasz wyglada cudnie, chyba zgapie pomysl z ciemnym papierem

pozdrawiam