Zanim ostatecznie zamknęliśmy torby podróżne przed wyprawą na lotnisko, jeszcze raz rzuciliśmy okiem na pogodę w Andaluzji. Prognozy były bezlitosne: deszcze i burze przez 3 dni, a potem niewiadomo. Zapadła jednogłośna decyzja o dorzuceniu do bagażu głównego kaloszy i płaszcza dla Tosi. My byliśmy twardzi. Niech sobie pada. Jedziemy w sandałach! Gdy podchodziliśmy do lądowania w Maladze, samolot długo krążył nad lotniskiem. Gęsta powłoka chmur otulała Ziemię białą kołderką i nie pozostawiała złudzeń: nici z opalania i okulary słoneczne nie będą potrzebne. Na szczęście okazało się być bardzo ciepło, jednak palmy w mało urokliwej okolicy lotniska, na tle szarego nieba wyglądały dosyć groteskowo. I mimo, że taki początek wakacji odbiega od folderowego wizerunku, to i tak przyjemnie było zmoknąć bo deszczowa Hiszpania to:
- pachnący po deszczu pomarańczowy sad
- tęcza nad doliną
- Tosia w krótkich spodenkach i kaloszach skacząca po kałużach
- puste uliczki i kafejki
- czerwone wino przy kominku i słodka cisza przerywana tylko pomrukami burzy
i jeszcze wiele innych obrazów, zapachów i smaków.
Ale jak wyszło słońce, to wcale sie nie zmartwiliśmy :)
- pachnący po deszczu pomarańczowy sad
- tęcza nad doliną
- Tosia w krótkich spodenkach i kaloszach skacząca po kałużach
- puste uliczki i kafejki
- czerwone wino przy kominku i słodka cisza przerywana tylko pomrukami burzy
i jeszcze wiele innych obrazów, zapachów i smaków.
Ale jak wyszło słońce, to wcale sie nie zmartwiliśmy :)
3 komentarze:
Zachwyciłam się! :)))
A czerwone paznokcie bardzo pasują do Andaluzji.... ;)
Bajecznie:)))
I paznokcie - zgadzam się z Anik:)
Nie mieszkaliście w hotelu, prawda?
Ten kominek...
:)
Czerwone paznokcie są uniwersalne. Zawsze pasują ;)
Delie, hoteli unikamy jak ognia ;)
Prześlij komentarz