Pokasłująca i zakatarzona Tosia nie idzie do przedszkola. Jest uziemiona w domu i próbuje sobie jakoś zorganizować i uatrakcyjnić czas.
- Mamo, mogę wykąpać moje dinozaury?
- Możesz im zrobić kąpiel naniby.
- Ale ja już im obiecałam prawdziwą. Będą rozczarowane...
Przerywam zmywanie bo widzę, że kroi się grubsza dyskusja.
- Tosia, jesteś przeziębiona. Wolałabym, żebyś się nie moczyła. Proszę wykąp dinozaury na sucho.
Bródka Tosi przez sekundę układa się w podkówkę, a jej oczy zachodzą ścianą łez. Głęboki oddech i zamiast rozpaczy i wrzasku, słyszę:
- Ale mamo, pozwól mi się przekonać. Wiesz, ja podciągnę rękawy i ich nie zamoczę. Napuszczę do umywalki ciepłej wody i jak się zacznie robić zimna to skończę zabawę i się powycieram.
Odbiera mi mowę i stoję osłupiała na środku kuchni wpatrując się w swoją Małą Mistrzynię Negocjacji.
- Jak chcesz, to jeszcze mogę założyć fartuszek. - dodaje Tosia. - To co? Zgodzisz się?
Czy się zgodzę? No, ba! Kąpiel z pianą dla dinozaurów, a dla tej Pani, wielkie brawa! Nie wiemy gdzie się tego nauczyła!
4 komentarze:
No no! ;) Z taką to nie ma co dyskutowac bo i tak sie nie wygra ;)...a jak juz bedzie nastolatką to...strach się bać!! :-D
Ale w końcu miała rację, tu chodziło o dobro dinozaurów! ;))
Właśnie! Higiena przede wszystkim!
;-)
Taka umiejętność przydaje się bardzo:) W moim zawodzie jest niezbędna, ale nie jestem aż tak dobra jak Tosia niestety;)
Prześlij komentarz