- Chodżmy do parku, córko.
- Ee, wolę na ten plac zabaw za domem.
- Ale tamten jest taki... zardzewiały...
- Tak! Chcę tam! Na zarrrdzewiały!
I od tej pory wycieczki na "zardzewiały" stały się żelaznym punktem każdego dnia urlopu w Polsce. Przy akompaniamencie rzężącej niemiłosiernie karuzeli, wśród mleczy i stokrotek nasze dziecko zmagało się z żelazną konstrukcją made in PRL, a mama kolejny raz dała nura w przeszłość plotąc, jak onegdaj swym lalkom, na tym samym trawniku, wianki z kwiecia podwórkowego. Lalki jednak nie wyrywały nieskończonych wianków z rąk opiekunki. Cóż, pewnie dla tego tak szybko się znudziły...
3 komentarze:
Bardzo lubię Twoje opowieści:)
Te place zabaw z obłażącą farbą i zardzewiałymi huśtawkami mają swój urok:)
jej! przypomniałaś mi klimaty z dzieciństwa...aż usłyszałam tą skrzypiąca huśtawkę :))
Retro place zabaw :-) Widze, ze nie tylko my mamy do nich sentyment :-)
Dziekuje za komentarze :-)
Prześlij komentarz