wtorek, 24 lutego 2009

Co powie Tosia? II

Antosia wychodzi zapłakana i obrażona z gabinetu lekarskiego (patykiem w gardle grzebali, dramat!). Mama pyta polubownie, czy powie dowidzenia pani doktor? Antosia na to stanowcze: "NIE! Klawiaturce za to powiem." I zwraca sie z czułością do sprzętu pani doktor: "Pa pa klawiaturko”.



Mama przy stole usiadła na krześle, gdzie zwykle siada tata. Antosia spogląda z dezaprobatą i mowi: "Myślałam, że to taty krzesło".



Tosia prosi tatę o naprawienie zepsutego kółka w ukochanej koparce. Tata tłumaczy, że kółka już nie da się naprawić (105 razy było klejone i raz spawane... ) Tosia do koparki:
- No trudno, tak teraz będziesz wędrować.


Na zakończenie nowa wersja popularnego przeboju dla dzieci o farmerze i jego ... zwierzątkach?
"Stary Donald farmę miał ija ija jo, a na tej farmie Anioła miał ija ija jo... Anioł fru fru tu, fru fru tam, wszędzie fru fru fru fru... " Słowa: Antonina Krzysiek, melodia (a raczej jej brak) też Antonina.







CDN :)

czwartek, 19 lutego 2009

Tłusty Czwartek

Z okazji naszego Święta Narodowego ;) zostało podjęte rodzinne wyzwanie: hurtowy wyrób faworków. Hurtowy okazał się dopiero w trakcie smażenia. No cóż, kilogram mąki powinien wzbudzić jakieś podejrzenia... Ale nie zmarnują się! Wyszły pyszne!
Mąka, 8-10 żółtek, trochę gęstej kwaśnej śmietany, kieliszek spirytusu. Wszystko zagnieść i dobrze wyrobić, tłuc wałkiem by powstały pęcherzyki powietrza. Owinąć w folię schłodzić w zamrażalniku. Potem wałkować na cienkie płaty, wycinać faworki i buch na gorący tłuszcz. Posypywać cukrem pudrem połączonym z cukrem waniliowym* i ... zajadać, zajadać, zajadać :)
Smacznego!!

Pół godziny spędzili w kuchni**, w ogóle się mną nie zajmowali! Sprawdźmy o co tyle zamieszania?

Ostrożności nigdy za wiele!


Hej! Dooobreee!!

Śmiało Misiu! Częstuj się!




* Przepis zawdzięczam internetowej koleżance - Ali
** W rzeczywistości wszystko trwało znacznie dłużej niż
pół godziny ale główna część procesu wytwarzania
faworków miała miejsce podczas gdy Antosia była
pogrążona w słodkim śnie

niedziela, 15 lutego 2009

Jak zdobywano Dziki Zachód?

Prawdopodobnie tak...

Bardzo możliwe, że tak...
I tak też...



Zdobyty!! Yahooo!!

wtorek, 3 lutego 2009

Zima nasza

Wreszcie jest! Wyczekany, wymarzony, wytęskniony... Przez nas nie widziany od paru lat, przez Tosię nigdy w życiu - ŚNIEG! Najpierw zaczęło się niewinnie, ledwie przypruszyło. Rano rozsypałam w kuchni mąkę i Tosia po zerknięciu przez okno zawołała, że na ulice mama też nasypała i wysyłała mnie z miotłą na dwór. Potem się rozkręciło i wątpliwości zostały rozwiane: śnieg, taki jak w książeczce o bałwanku! Nie zasypało nas tak obficie jak resztę kraju więc mieliśmy więcej powodów do radości niż liczenia strat.

Doszło więc do pierwszego, historycznego, rodzinnego spaceru po śniegu! Starszyzna jak zwykle emocjonowała się bardziej niż dziecko. Tosia zachowała zdrowy dystans do sytuacji: białe, zimne, czym tu się ekscytować? Pociąg, ptaszek, piesek! To są dopiero atrakcje!


Trochę zaangażowania udało się wykrzesać z Antosi przy budowaniu bałwana. Jednak do zapału konstruktorskiego tatusia było jej daleko!



W końcu bałwan stanął triumfalnie po środku Victoria Park. Radości przysporzył nie tylko nam. Stał się nielada atrakcją wśród spacerowiczów, którzy ochoczo go fotografowali, a nawet pozowali z nim do zdjęć. Nasze profesjonalne podejście do sprawy bałwana, przejawiające się zakupem marchewki w drodze do parku, również zostało docenione!


Po ciężkiej pracy na mrozie czas na zasłużony posiłek regenerujący: polska kiełbaska :)


Jeszcze tylko przejażdżka sankami i można pożegnać zimę. Całe szczęście, że zdążyliśmy rodzinnie zaliczyć sporty zimowe bo po paru godzinach śnieg był już tylko wspomnieniem. Teraz nasz bałwan pewnie stoi samotnie pośród zielonych traw i chudszy o parę kilo wypatruje wiosny. Jak my!